Witaj u mnie!
Nie chcecie widzieć jak wyglądał wcześniej obklejony karteczkami monitor naszego komputera.
Zaczynało mnie to doprowadzać do małego szału, kiedy przychodził moment wycierania kurzu i karteczki odklejały się, spadały na ziemię i było bardzo duuuże ryzyko, że coś o czym absolutnie nie mogę zapomnieć zaginie. Serio nie mam dobrej pamięci, więc u mnie karteczki to must have.
Poza tym wolę sobie coś napisać i mieć pewność, że nic nie umknie mojej uwadze.
Postanowiłam więc zrobić do naszego biura tablicę na zapiski.

Jest to kolejny wpis przy współpracy z Bosch i wkręceniwdom.com.pl


TABLICA NA ZAPISKI
DIY

Co potrzebujmy?
- podobrazie malarskie 
( użyłam moje starego z obrazem, który nie nadawał się do powieszenia 
na ścianie i pamiętał jeszcze moje czasy w Liceum Plastycznym :) )  
- pianka, gąbka tapicerska lub tak jak u mnie mięciutki wypełniacz kupiony w sklepie z tkaninami
 za 7 złotych metr ( starczyło na 2 tablice i jeszcze zostało)
- tkaninę, która chcemy obić naszą tablicę. 
W internecie jest sporo bardzo fajnie wyposażonych sklepów z tkaninami.  
- różnego rodzaju tasiemki
- ewentualnie pinezki
- zszywacz tapicerski
Ja używam zszywacza akumulatorowego Bosch - PTK 14 EDT
Bardzo łatwy w obsłudze, ma możliwość wbijania zszywek i gwoździ. 
Zapewnia pracę zarówno na drewnie miękkim jak i twardym.


A więc do dzieła:

KROK 1

Musimy obrysować na piance nasze podobrazie i wyciąć jego kształt przy pomocy nożyczek.




KROK 2

Następnie przy pomocy zszywacza przytwierdzamy do ramy naszą piankę.


KROK 3 

Z tkaniny wycinamy prostokąt, ale troszkę większy od naszego podobrazia.
Zawijamy i przy pomocy zszywacza przytwierdzamy do ramy.


KROK 4
Przy pomocy zszywacza przytwierdzamy wstążki do ramy.
Możemy to zrobić na dwa sposoby.

 KROK 5 

Teraz już tylko musimy przenieść na karteczki wszystkie nasze ważne sprawy
 i powiesić tablicę w miejscu, które dla niej przygotowaliśmy. 
Myślę, że teraz już żadna karteczka nie zaginie!



Korzystając z okazji zrobiłam również drugą mniejszą dla Zosi.



Zachęcam Was do zrobienia swojej tablicy.
My swoją musimy teraz już tylko zawiesić nad biurkiem,
ale to zajęcie zostawię mojej drugiej połowie ;)




Czy kiedy widzę na trawniku za naszym sklepowym magazynem pierwsze żółte i zmęczone latem liście, kiedy w pobliskim sklepie papierniczym, mamy przepychają się w kolejce, która sięga jak nigdy do samych drzwi, bo muszą skompletować wyprawkę dla swoich dzieci, 
czy to już są pierwsze sygnały końca mojej ulubionej pory roku? 

Pogoda w tym roku dopisała.
Takie słońce i te upały to jest coś co kocham najbardziej. 
Postanowiliśmy skorzystać z ostatniego upalnego weekendu i udaliśmy się na szybkie 
wakacje nad morze. Dwa dni na plaży naładowały mnie na maxa. 
Tak jak wcześniej już ledwo co ciągnęłam, to szum fal i peeling stóp 
piaskiem na plaży zdziałał cuda. 
Jestem gotowa na nowe wyzwania! :) 

Niby tylko dwa dni poza domem, a jak wróciłam to cieszyłam się jak szalona.
Moje łóżko, moja kanapa i poduchy.
Niestety nocleg znaleziony na ostatnią chwilę był tragiczny.
Cieszyłam się, że nie będziemy musieli tam zostać kolejnej nocy.
Po tym jak naooglądałam się u niektórych z Was pięknych noclegów nad naszym morzem, 
miałam apetyt na coś zupełnie innego. 
Niestety wszystkie ładne miejsca nie miały już wolnych terminów, 
a dla nas to była ostatnia szansa, żeby gdzieś wyjechać, więc szukaliśmy byle czego.
Dziwi mnie to, że właścicielka miejsca w którym nocowaliśmy nic z tym nie robi.
Całość jest zniszczona i ogólnie nieprzyjemna. A do morza tak blisko! Prawie słychać szum fal.
Aż się prosi o powiedzenie "Kto stoi w miejscu ten się cofa"...
Niestety domki wybudowane i urządzane jakieś dobre 40 lat temu nie będą atrakcyjne dla dzisiejszego turysty, który mimo wszystko chciałby mieć ciepłą wodę w łazience 
(zwłaszcza będąc z małymi dziećmi) i czystą pościel.
Naprawdę nie mam dużych wymagań, ale chociaż minimum.
Nowa pościel nie musi kosztować majątku, a o ile lepiej się w takiej śpi ;)
Zresztą domki miały wielki potencjał, myślę że jest to idealne miejsce do zorganizowania 
konkursu na metamorfozę.
Powiedźmy, że dwie osoby dostają jeden domek i mają dzień na zmianę 
wyglądu wnętrza za określoną wcześniej kwotę.
No jak bosko mogłoby tam być...
Aż się serce kroi :) 

Cieszyłam się, że wracamy do domu.
Cieszyłam się, że wreszcie wypakujemy nowości Madam Stoltz 
i poukładamy ładnie na półkach w magazynie. 
Nawet z tej radości zrobiłam kilka zdjęć w kuchni:))


Fanki Green Gate już z pewnością odnotowały, że powoli zapełniamy półki 
nowościami z katalogu jesień-zima 2015.
Muszę Wam powiedzieć, że ten katalog przypadł mi bardzo do gustu.
Nie pamiętam kiedy ostatnio po przeglądnięciu nowości miałam aż tak długą listę 
-CHCĘ TO MIEĆ-

Jak zawsze do tej pory przynoszę Wam również kilka zdjęć z magazynu :) 


Wczoraj przyjechały kolejne paczki z nowościami. 
Nie zdążyłam jeszcze zrobić zdjęć, ale wszystkie nowości znajdziecie już w sklepie.
Będą się pojawiać jeszcze przez cały sierpień i na początku września.
Produkty mają różne terminy dostępności, dlatego wszystko przyjeżdża na raty :) 
Będzie jeszcze sporo porcelany (kubki do latte, filiżanki z uszkiem, dzbanki, miseczki, talerzyki)
No i to co powtarzam za każdym razem:
CAŁY CZAS MOŻECIE WYSYŁAĆ SWOJE ZAMÓWIENIA SPECJALNE

W najnowszej dostawie przyjechał między innymi ten boski chodnik:


Lada dzień pojawią się również nowości Madam Stoltz.
Przyjedzie sporo baaardzo fajnych rzeczy :) 

I na sam koniec pytanie.
Kto chciałby przypadkiem znaleźć na spacerze taki kosz wypełniony po brzegi cudeńkami? :)


Wydaje mi się, że znam odpowiedź :)

Miłego dnia!




Czasami warto włożyć troszkę wysiłku i poświęcić chwile na to,
by zrobić sobie dekoracje do domu zupełnie samemu.
Ja bardzo lubię takie wyzwania i cieszą mnie również pozytywne komentarze i reakcje ludzi,
którzy nas odwiedzają na to, że zrobiłam coś własnymi rękami.

Przykładowo wianek na drzwi.
Mogę iść kupić sobie taki wianek w kwiaciarni, ale po co, skoro mogę poświęcić sobie jedno popołudnie i uwinąć wianuszek taki, jaki sobie wymarzyłam własnymi rękami, i mieć z tego ogrom satysfakcji! Podczas takich prac wyłączam się na cały otaczający mnie świat, skupiam się tylko na tym co robię. Można powiedzieć, że włącza mi się faza artysty- nie ma mnie dla świata.
Relaks na całego- gwarantuje! :) 

I taki będzie też mój pierwszy projekt przy współpracy z Bosch i wkręceniwdom.com.pl


WAKACYJNY WIANEK
DIY 

Co nam się przyda?

- wianek styropianowy
- sznurek
- sztuczne kwiaty 
lub inne akcesoria w zależności od tego jaki efekt końcowy chcemy uzyskać
- pistolet na klej
Ja korzystam z narzędzia do klejenia na gorąco 
GluePen marki Bosch
Pistolet jest bardzo poręczny i szybki. 
Nie musimy długo czekać, aż się nagrzeje, 
szybko skleja i jest gotowy do pracy w 15 sekund! 


A więc do dzieła kochani:

KROK 1
Siadamy sobie wygodnie i zaplatamy sznurek wkoło naszej styropianowej oponki. 
Ja za każdym obrotem przyklejałam delikatnie klejem, żeby sznurek się trzymał w miejscu, które dla niego wybrałam i nie przesuwał się później psując wizję ;)) 
Użyłam dwóch różnych sznurków, żeby wianek wyglądał ciekawiej.
Sznurek kupiłam w pobliskim markecie budowlanym za 1,29zł/ metr.




KROK 2
Teraz pozostawiam wszystko do Waszej dyspozycji. 
Możemy sobie ozdobić nasz wianek jak nam się tylko podoba.
Możemy kupić siatkę sztucznych muszli na allegro i je poprzyklejać 
(wtedy otrzymamy morski wianek). 
Albo możecie tak jak ja użyć sztucznych kwiatów i wstążki. 
Możemy dodać drewnianą literkę z pierwszą literą naszego nazwiska, albo cyferkę z numerem domu (w momencie kiedy wianek ma się docelowo znajdować na frontowych drzwiach)
Wszystko zależy od Waszej wyobraźni i tego co akurat macie pod ręką ;)

uuu.. patrzcie na mojego pomocnika w tle :) 


Nie zapomnijcie o tym, że wianek musicie na czymś powiesić.
Ja zostawiłam sobie taki dłuższy kawałek sznurka.
Dodałam jeszcze koronkową kokardkę
(mimo, że początkowe założenie było takie, że dodam wstążkę w groszki,
ale doszłam do wniosku, że koronka bardziej tu pasuje;) )

KROK 3
czyli mamy już gotowy wianek i musimy go gdzieś ulokować w domu.
Ja zastanawiam się czy zostawić go w sypialni czy może powiesić na drzwiach wejściowych...




No i jak Wam się podoba efekt końcowy? :)
Zachęcam Was do zrobienia swojego wianka!



Buziaki



W sobotę miałam okazję uczestniczyć w kolejnym w tym letnim sezonie spotkaniu blogerek. 
Nie zliczę niedługo ile fantastycznych osób poznałam dzięki blogowaniu.
 Ale to spotkanie było wyjątkowe, bo nie zostało zorganizowane na gruncie neutralnym, 
tylko w prywatnym domu.

Organizatorką tego spotkania była Anita z bloga nitkadesign
Jej dom i jego wnętrze miały okazję gościć na łamach magazynu "Moje mieszkanie". 
Po opuszczeniu tego domu wiem jedno- 
sesja zdjęciowa absolutnie nie oddaje uroku tego miejsca. 
Po wyjściu musiałam zbierać szczękę z podłogi. 
Jedno wielkie WOW!

Kilka lat temu zachłysnęłam się skandynawskim stylem.
 Przyznam, że podobają mi się te minimalistycznie urządzane mieszkania. 
Ale kiedy weszłam do domu Anity... 
poczułam się wyjątkowo. Ilość przedmiotów przyprawiała o zawrót głowy, w salonie miękkie narzuty, pledy, koce, świeże kwiaty. Książki i płyty DVD, czasopisma wnętrzarskie. W kuchni pełno pięknej porcelany, w kielichach przygotowane desery, że można było jeść je wzrokiem tak ogłędnie wyglądały. 
Poczułam się tam jak w domu. 
Czasem w niektórych domach/mieszkaniach człowiek boi się usiąść, bo wszystko jest od linijki. Tutaj miałam ochotę rzucić się na kanapę przed tv i wywalić nogi do przodu. Najlepiej by było otulić się ciepłym kocem z kubkiem (o matko, ile ta kobieta ma w domu pięknych kubków!) gorącego kakao. 
Ciepły dom. 
W którym piękny pies merda ogonem z radości i wcale mu się nie dziwię, 
że jest bardzo szczęśliwy. 
Z tego domu bije miłość.

Po powrocie doszłam do jednego wniosku. Koniec z moim przesadzaniem. 
Też tak chcę!
 Nie wiem ile zajmuje Anicie sprzątanie tego wszystkiego, ale efekt WOW 
jest chyba tego wart.

Anitko- dziękuję Ci bardzo za zaproszenie. 
Dziękuję, że zechciałaś mnie u siebie ugościć.
I dziękuję za inspirację. Bo Twój dom jest wspaniały i niezwykły.
Jest ciepły i absolutnie żadne zdjęcie nie odda jego uroku, bo do Ciebie trzeba po prostu przyjść i zobaczyć to na żywo :) 
Stworzyłaś coś niezwykłego.
Brawo!

 Zresztą- zobaczcie sami. 
Żałuję tylko, że nie zrobiłam Wam zdjęć góry domu, gdzie znajdują się pokoje w których Anita realizuje swoje pasje- 
szycie, decoupage oraz miłość do nauki i języka angielskiego 
(ma piękną bibliotekę).




Matka estetka ma przerąbane.
Matka estetka nie pójdzie do najbliższego sklepu z dziecięcymi i nie kupi pierwszej lepszej muślinowej pieluszki. Ona analizuje. Czy muślinowa czy inna tetrowa pieluszka, będzie pasowała do torby, jej bluzki, dziecka bluzki i do wózka. No bo wszystko musi wyglądać ze sobą ładnie. Matka estetka ma pod górkę.
Ja nią jestem i to przeklinam. 
Niestety moja natura jest silniejsza ode mnie.
Nie mam z nią szans.
 Piętnaście razy przyglądam się rzeczy, którą mam kupić zanim kliknę ZAPŁAĆ
albo pójdę do kasy.

Jeszcze w ciąży pojechałam z moją mamą do sklepu kupić smoczek.
Normalna kobieta wchodzi, ma przed sobą cały regał, całą ścianą, kilometrową ścianę smoczków. Patrzy.

Oo! Ten jest ładny.
Proszę, dziękuję, zapłać, do widzenia.
Wychodzi.


Niee...
ja nie. Ja musiałam stać pół godziny przed tym regałem i szukać najładniejszego.
Nie było, stwierdziłam, że zamówię przez internet, bo widziałam ładniejsze.
Wyobraźcie sobie minę mojej mamy.
Bezcenna.
Nic nie skomentowała, ale wyraz jej twarzy mówił więcej niż tysiąc słów :) 

Najlepsze jest to, że zamówiłam piękny smoczek. Przyszedł.
Oskar się urodził i moja mama pojechała kupić do tego sklepu wkładki laktacyjne dla mnie. 
Pani w gratisie z okazji narodzin wnuczka wrzuciła jej pierwszy lepszy smoczek z owcą.

Wiecie, który smoczek teraz najbardziej lubi Oskar?
Ten z owcą od Pani za friko!
A ja głupia zamawiałam przez internet :))

Jak widać to tylko nam, matkom estetką zależy na tych drobiazgach. 
Mój mąż też nie zwraca na to uwagi. 
Jak leżałam w szpitalu to zrobił raz Zosi taką stylówkę, że myślałam, że zejdę na zawał.
NIC ZE SOBĄ NIE PASOWAŁO :) 
Ale czy ona na to zwracała uwagę?
 NIE
Była cała w skowronkach, że przyszła odwiedzić mamę i brata :) 

Ah.. czasem już mnie głowa boli od tego mojego przeczulenia. Może to jest już jakaś choroba?
Niech mi ktoś powie, że mnie rozumie. Potrzebuję terapii pocieszającej :)

I takim sposobem zlepiam te wszystkie drobiazgi, butelka jest szklana, pieluszki w węzły i szare owieczki, smoczek (wygrał jednak ten z owcą, ale w sumie teraz tak patrzę i też mi się podoba)
 wózek... 

Z wózkiem to też było nieźle.
Tak bardzo chciałam retro wózek. Chorowałam na INGLESINA- CLASSICA już od czasu jak Zosia siedziała w brzuchu. Połowę tej ciąży wałkowałam, że chce ten wózek. 
Tak bardzo się go naoglądałam w internecie, 
że PRZESTAŁ MI SIĘ PODOBAĆ.

Uwierzycie? ;) 
To trzeba mieć coś z głową.

Stwierdziłam, że jednak bardziej mi się podobają te nowsze wózki. 
Jeszcze taki szary byłby piękny.
Zmiana zdania o 180 stopni. 
Cała ja.



Dzień dobry wszystkim!

Ostatnio zdałam sobie sprawę z tego, że za chwilę minie rok od kiedy mam w swojej kuchni 
mój wymarzony robot kuchenny.

 Kitchen Aid- Artisan 5