Wiara w ludzi.
Wybraliśmy się wczoraj na niedzielną wycieczkę.
Wszystko sobie dokładnie od rana zaplanowałam.
Najpierw wizyta z mojej ulubionej restauracji, a później jedziemy do lasu zobaczyć jak rosną wrzosy. Mój tata sprzedał mi w tym tygodniu nowe miejsce i koniecznie chciałam jechać tam i zobaczyć.
Do momentu wyjazdu z domu wszystko szło zgodnie z planem.
Rodzina spakowana, zadowolona, słońce świeci.
Pełnia szczęścia.
Na miejscu w drzwiach mojej ulubionej restauracji okazało się, że niestety nie będzie miejsc przez najbliższe 2 godziny, bo wszystko jest zarezerwowane. A ja już prawie czułam w ustach smak tego risotto z kurkami, które dzień wcześniej widziałam na ich profilu na facebooku.
Zresztą czego się mogłam spodziewać, to restauracja wpisana w tym roku
na listę 100 najlepszych w Polsce,
za każdym razem jest pysznie,
szef kuchni to prawdziwy mistrz w swoim fachu.
Wyszłam obchodząc się smakiem i wyrzucając sobie,
że nie zadzwoniłam wcześniej zarezerwować stolika.
Cała ja.
Prawie konając w głodu pojechaliśmy do najbliższej restauracji i zjedliśmy, muszę przyznać,
bardzo dobry klasyczny obiadek.
Zadowoleni wsiedliśmy do auta i mieliśmy zamiar jechać na moje wymarzone wrzosowisko.
Jedziemy sobie, śpiewamy i nagle widzimy piękne, wielkie pole słoneczników.
Krzyczę jak wariatka
ZJEDŹ PROSZĘ, MUSIMY ZROBIĆ ZDJĘCIA NA TYM POLU!!!
Kochany mąż zjechał jak sobie żona wymyśliła.
Zrobiliśmy zdjęcia, urwałam sobie kilka kwiatów do wazonu.
Wiem, że to kradzież, ale nie mogłam się oprzeć.
Ale karę już dostałam, czytajcie dalej...
Zadowolona ze zdobyczy w postaci pięknych zdjęć, wsiadłam do samochodu.
Przyszło nam nawrócić na polu i ... i na nim już zostaliśmy.
Niestety przeceniliśmy możliwości naszego samochodu, który zdecydowanie
do terenowych nie należy oraz nasza ocena "na oko" twardego pola była bardzo, bardzo mylna. Pomyśleć, że wystarczyło wyjść z auta i sprawdzić kawałek dalej jak wygląda pole
na oko całkiem twarde.
Piach, piach i jeszcze raz piach.
No i koniec wycieczki.
Koniec wrzosów.
Jesteśmy sobie przy lesie, z dala od zabudowań, nie mamy możliwości wyjazdu,
nie wiemy gdzie jest najbliższe gospodarstwo,
(może jakiś sympatyczny Gospodarz uratowałby nas swoim ciągnikiem).
Oskar zaczyna się robić głodny, a słońce powoli zachodzi.
Już mam w głowie wizje, że idziemy przez ten las z całymi tobołami z płaczącym dzieckiem,
ciemno, głucho, dziki, sarny i te sprawy.
Nerwy i wyrzuty
"Zachciało Ci się słoneczników...!",
znacie pewnie to męskie gdakanie.
Zostałam z dziećmi w aucie, marzyłam już tylko o tym, żeby być w domu, a Bartek poszedł szukać pomocy. Jakieś 3 km dalej spotkał na polu małżeństwo, które doglądało swojego rzepaku. Początkowo sceptycznie nastawieni do faceta, wybiegającego z lasu, po wysłuchaniu całej historii postanowili nam pomóc. Bardzo sympatyczni ludzie, bezinteresownie pomogli nam wyjechać z pola. Jeszcze na pożegnanie przepraszali za to,
że początkowo nie byli chętni do pomocy,
ale
"tyle się ostatnio słyszy o napadach".
Pomogli nam. Nic za to nie chcieli, wystarczyło zwykłe, magiczne słowo
"Dziękujemy!"
Mam nadzieję, że będą mieli duże zbiory , zdrowie i szczęście w życiu.
Miło wiedzieć, że są na tym świecie tacy ludzie.
Jeszcze raz dziękuję!
Przy okazji chciałam Was poinformować,
że jakiś czas temu zgłosiłam się do konkursu
BLOG DESIGN 2015.
że jakiś czas temu zgłosiłam się do konkursu
BLOG DESIGN 2015.
Kilka dni temu dostałam wiadomość,
że dostałam się do ścisłego finału TOP 20.
To dla mnie ogromne wyróżnienie.
Ktoś dostanie główną nagrodę,
ale jest jeszcze walka o tytuł bloga publiczności.
Kochani.
Jeśli macie ochotę, jeśli uważacie, że zasłużyłam,
to proszę tutaj ten jeden jedyny raz o głosik :)
5 pozycja od dołu.
Z góry dziękuję.
Udanego tygodnia!
11 komentarze
Oj, faktycznie, sytuacja mocno stresująca. Dobrze, że wszystko się skończyło z happy endem.
OdpowiedzUsuńkocham słoneczniki, więc na pewno też byśmy utknęli ;) dobrze,że tak się to skończyło, pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńWidzę ze nie doceniałam tak do końca uroku mojego jedynego zięcia
OdpowiedzUsuńCo tam stres i nerwy za dziesięć lat będzie co wspominać a zdjęcia na prawdę piękne. Trzymam kciuki
OdpowiedzUsuńZa takie zdjęcia było warto:-)
OdpowiedzUsuńPowodzenia w konkursie, czy głos oddać można jednorazowo czy może klikać trzeba codziennie?
Pozdrawiam:-)
Anitka, to mnie teraz zagięłaś tym pytaniem. Nie mam pojęcia, muszę się dowiedzieć jak to jest :))
OdpowiedzUsuńA wystarczyło przejść na nogach kilka kroków w stronę słonecznikowego raju :)
OdpowiedzUsuńWiesz Lilla z dwójką dzieci, iść całkiem daleko w pole to nie takie proste ;) Jeszcze fakt, że miałam na sobie nowiusieńkie buty, od razu spisał ten plan na straty :)) Postanowiliśmy więc podjechać lasem nieco bliżej, resztę historii już znasz ;))
UsuńPiękne zdjęcia, będzie co wspominać :)
OdpowiedzUsuńLubię tutaj wpadać i dzisiaj mnie Twoja opowieść o niedzielnym wypadzie bardzo rozśmieszyła - nie to, że cieszę się z ludzkiego nieszczęścia! Po prostu podoba mi się z jakim dystansem i humorem opisałaś codzienną pechową sytuacje, która może spotkać każdego! Tak więc i ja zagłosuję i będę trzymać kciuki :)
OdpowiedzUsuńBędzie wesoła przygoda do wspominania :)
OdpowiedzUsuń